Nasze braki potrafią spędzać nam sen z powiek. Jednak im więcej poświęcamy im uwagi, tym większy stanowią problem i bardziej rzutują na jakość naszego życia. Dlatego warto skupić się nie na walce z niedoskonałościami, ale na zmianie swojego nastawienia.
Perfekcjonizm nam szkodzi
Perfekcjonizm coraz bardziej zatruwa nasze życia. Perfekcyjne twarze, idealne plany dnia, nierealne sylwetki – to wszystko atakuje nas przez cały dzień w czasopismach, social mediach, na billboardach. Nierealne standardy dotyczą już nie tylko wyglądu – oprócz wiecznie młodych twarzy i perfekcyjnych ciał, w internecie oglądamy znane osoby, które mają motywację i czas, by wstawać o świcie, jeść same zdrowe i od podstaw przygotowane potrawy, codziennie ćwiczyć i medytować, a do tego wydajnie pracować i pielęgnować swoje pasje. Bardzo trudno jest od tego uciec, a jeszcze trudniej jest zniwelować negatywny wpływ płynącego do nas przekazu na to, jak siebie postrzegamy i na naszą samoocenę.
Jaki ma to na nas wpływ? Niestety destrukcyjny. Mimo wszelkich starań nie da się być chodzącym ideałem – doba jest za krótka, by pogodzić pracę z wszystkimi pozostałymi aktywnościami, a do tego mieć czas dla rodziny i przyjaciół, być szczęśliwą i wypoczętą. Jednak jeśli nie udaje nam się wszystkiego zmieścić, czujemy się źle – oskarżamy się o lenistwo, niedostateczną motywację i inne „wady charakteru”.
To droga donikąd, bo wcale nie stajemy się od tego lepsze, przeciwnie – spada nam samoocena, trudniej nam podejmować właściwe decyzje i wybierać to, co dla nas najlepsze, na innych też zaczynamy patrzeć przez pryzmat odrealnionych wzorców i przestajemy wybaczać jakiekolwiek błędy. Akceptując fakt, że zarówno my, jak i ludzie wokół nas, mamy wady, paradoksalnie stajemy się lepsi – pewniejsi siebie i swoim decyzji, mniej oceniający, bardziej empatyczni i akceptujący innych. Lepiej też umiemy zadbać o siebie, rozpoznawać swoje potrzeby, wyznaczać granice.
Nikt nie jest doskonały
W akceptacji własnych niedoskonałości pomaga uświadomienie sobie, że każdy je ma. Rozejrzyjmy się wokół siebie – w pracy i w życiu prywatnym otaczają nas ludzie z niedoskonałościami, jednak dla nich nigdy nie jesteśmy tak surowi jak dla siebie. A to dlatego, że te wady w niczym nie przeszkadzają – nie obchodzi nas, że przyjaciółka ma duży nos albo nie starcza jej zapału, by codziennie przygotowywać koktajl z jarmużu, cenimy ją za charakter i to, jak się przy niej czujemy.
Niewiele by się zmieniło w naszych relacjach, gdyby w jakiś sposób udało jej się wyeliminować swoje wady. W taki sam sposób postrzegają nas inni, bo w rzeczywistości te braki, które w sobie widzimy, mają o wiele mniejsze znaczenie niż nam się wydaje.
Fokus na zalety
Zamiast próbować uporać się z wadami, skupmy swoją uwagę na zaletach. Jeśli będziemy je eksponować i doskonalić, braki stracą na znaczeniu. Praca nad zaletami jest też znacznie przyjemniejsza i bardziej produktywna. Jak to zrobić? Zastanówmy się, jakie są nasze mocne strony – co nam wychodzi najlepiej, za co jesteśmy najczęściej chwalone, co jest naszym sukcesem.
Najlepiej jest zrobić listę i zaglądać do niej w chwilach zwątpienia, wtedy, gdy coś nam nie wyszło i mamy skłonność do skupiania się na tym, a zapominania o zaletach. Jak najczęściej korzystajmy ze swoich mocnych stron – w pracy, w życiu prywatnym. Pielęgnujmy hobby, znajdujmy czas na robienie tego, co sprawia nam przyjemność i w czym jesteśmy dobre. Nie podkreślajmy wad, nie opowiadajmy o nich wszystkim – jest duża szansa, że otoczenie nawet ich nie zauważy.
Zwracajmy uwagę na to, z kim się porównujemy
Trudno jest uniknąć wyidealizowanych wizerunków – to nie tylko reklamy, ale też wszelkie analizy wyglądu i zachowania celebrytów, artykuły o tym, co powinno się jeść, jak ćwiczyć, jak zajmować się dzieckiem. Do tego dochodzą konta w mediach społecznościowych, pokazujące perfekcyjne życia, w których nikt nie ma nadwagi, podkrążonych oczu, bałaganu w mieszkaniu. Warto pamiętać, że taki przekaz jest starannie wyselekcjonowany, a czasem też wyreżyserowany – z całego dnia danej osoby widzimy tylko kilka najlepszych minut, reszta dzieje się poza zasięgiem naszego wzroku. Jednak uświadomienie sobie tego to za mało, bo takie treści, nawet gdy wiemy, że nie są całkiem prawdziwe, nadal na nas działają.
Ograniczmy destrukcyjne przekazy jak tylko możemy – nie czytajmy i nie oglądajmy wszelkich artykułów, programów, stron czy kont na portalach społecznościowych, które sprawiają, że czujemy się gorzej, mniej atrakcyjne czy wartościowe, albo że mamy mniej ciekawe życia. Nawet, jeśli znajdujemy tam przydatne informacje czy rady. Czasem mówi się, że media społecznościowe są takie, jakie chcemy, żeby były – to prawda, bo w przeciwieństwie do billboardów czy okładek pism, tu same decydujemy, co do nas dociera i co oglądamy. Warto z tego wpływu skorzystać.
Skupmy się na rzeczywistości wokół
Bardzo często wpadamy w pułapkę mylenia świata wirtualnego z realnym. Twarze oglądane na Instagramie uważamy za rzeczywistość i obowiązujący kanon. Jednak na co dzień spotykamy przecież różnych ludzi, w różnym wieku – takich jakimi są naprawdę. Dlatego jak najwięcej czasu spędzajmy „w realu”, spotykając się z przyjaciółmi i rodziną, na spacerach w parku czy w lesie – natura ma ogromną moc uzdrawiania i kierowania naszej uwagi na „tu i teraz”.
Scrollowanie zamieńmy na czytanie książki, zwłaszcza przed snem, dzięki czemu rzeczywiście odpoczniemy, zamiast się niepotrzebnie pobudzać. Dobrą odskocznią jest także ruch, ale nie nakierowany na konkretne wyniki (jak schudnięcie czy osiągnięcie idealnego wyglądu), a na to, by zadbać o siebie, poczuć się lepiej, nabrać siły, kondycji i nawiązać kontakt z ludźmi.
Pamiętajmy – nasze niedoskonałości są całkiem normalne, czynią nas tymi, kim jesteśmy. Bez nich bylibyśmy pozbawieni indywidualności i zwyczajnie… nudni.